fot. SowiWeb – Marketing w Podróży

Urodzinowy tort 60. Międzynarodowego Festiwalu Moniuszkowskiego miał wiele artystycznych smaków. Został stworzony tak, by każdy odnalazł swą ulubioną nutę. Jednak tym szczególnym, wyraźnie wybrzmiewającym smakiem, który określał charakter festiwalowej kompozycji, była w o l n o ś ć.

Na początku corocznego, kudowskiego święta Moniuszki oczy wszystkich wpatrzone są w dwa balkony – teatru Zdrojowego i Sanatorium „Polonia”. O godzinie 12.00 rozbrzmiewa bowiem grany na trąbce hejnał festiwalowy, a już pięć minut później cała okolica skąpana jest w dźwiękach miłych uszom pieśni. Siedemnastoletnia trębaczka – Anna Małysa miała w tym roku swój debiut. „Prząsniczka” w jej wykonaniu brzmiała precyzyjnie, zagrana była ze swobodą dojrzałego muzyka. O Sebastianie Machu świat muzyczny już usłyszał. Kunszt wokalny młodego artysty doceniony został na wielu konkursach, współpracuje on też z czołowymi teatrami operowymi w Polsce. Na balkonie głos Sebastiana Macha brzmiał zamaszyście, niósł go wiatr. Z moniuszkowskiego repertuaru najbardziej przekonał mnie „Krakowiaczek”. Nuty „werwne” i zadziorne ewidentnie są bliskie artyście. Do wyszukanych barw liryzmu „Ciszy…” ze stefanowej arii (ze „Strasznego Dworu”) Mach musi jeszcze trochę dojrzeć. Zabrakło pogłębionego żaru, który być może umknął mojej uwadze, kiedy jeden z przechodniów szturchnął mnie, robiąc zdjęcie. Nade wszystko jest coś magicznego w staniu prawie w ścisku i zadzieraniu głowy podczas słuchania balkonowego koncertu. Poza tym owacje na stojąco dla artysty gwarantowane! „Marię” z musicalu „West Side Story” sama chętnie nagrodziłabym takimi oklaskami.

Sebastian Mach, fot. SowiWeb – Marketing w Podróży

Panel dyskusyjny o Moniuszce znanym/nieznanym poprowadził redaktor Grzegorz Chojnowski. Nie wiem, skąd miałam obawę, że rozmowa przy okrągłym stoliku będzie kolejną napuszoną z lekka laurką uczynioną Kompozytorowi. Jak wspaniale się pomyliłam! Chojnowski od początku mistrzowsko nadał dyskusji formę wartką, inkrustowaną kawałkami kija prosto z mrowiska. A że paneliści to przednia śmietanka intelektualna, znawcy twórczości Moniuszki (red. T. Deszkiewicz, E. Janowska-Moniuszko, prof. G. Zieziula), to i uczta była pyszna.
 

W Kościele Św. Katarzyny publiczność festiwalowa miała okazję usłyszeć brzmienie rzadkiego głosu basso profondo. Ks. Zbigniew Stępniak wykonał utwory religijne Stanisława Moniuszki, które są świadectwem ogromnej wrażliwości i żarliwej wiary Kompozytora. Opowiadają o romantycznej duszy, wrażliwości i prostocie serca oddanego Bogu. Rafał Sulima, akompaniujący ks. Stępniakowi, wykonał też kilka utworów solowych, z których najbardziej zapamiętałam Preludium na temat „Kto się w opiekę”. Na bis artyści uszykowali niespodziankę – w przestrzeni kościoła zabrzmiała ona z przymrużeniem oka, bo proszę wyobrazić sobie śpiewaną głosem z najniższej niskości arię Skołuby – uśmiech gwarantowany!

Chór Lwowskiej Opery Narodowej, fot. SowiWeb – Marketing w Podróży

Podczas galowego koncertu w Teatrze Pod Blachą dyrektor artystyczny Festiwalu, Stanisław Rybarczyk, podzielił się istotnymi refleksjami. Wyraził swą radość, że po stu pięćdziesięciu latach od śmierci Moniuszki jego dzieło ma moc jednoczenia ludzi, bo oto w Kudowie kompozycje ojca opery polskiej wykonują Gruzini, Białorusini, Ukraińcy, Austriacy. Podkreślił też, że ta edycja Festiwalu posiada swój głęboki wymiar solidarnościowy, jest wołaniem o wolność. Warto podkreślić, że koncert solistów, chóru i orkiestry Lwowskiej Opery Narodowej zaplanowany został w Dzień Niepodległości Ukrainy. Dyrygent zespołu, Myron Jusypowicz, przygotował na ten wieczór obszerny program, który oprócz moniuszkowych arii i przebojów opery włoskiej (Verdi, Puccini, Mascagni) prezentował też utwory będące wizytówką ukraińskiego dziedzictwa kulturowego. Przyznam, że koncert nie tylko dostarczył mi wzruszeń, ale też zaspokoił potrzeby estetycznego doświadczania piękna. W swoim kajecie zanotowałam jedno słowo opisujące występ Opery Lwowskiej – uczta. Teraz, kiedy piszę te słowa, wydobywam z mojej pamięci wciąż rezonujące emocje. Wspominam Lyubov Kachalę, która arią „Un bel di, vedremo” (z opery „Madame Butterfly”) wyśpiewała całą żarliwość smutku nieukojonego Cio Cio San, wspominam Olesię Bubelę, jej niuansowe piana i wydobytą z moniuszkowskiego dzieła („Halka”) prawdę wzgardzonej miłości. Utwór na bis w mojej pamięci zapisze się na długo. To „Marsz kozacki” z finału II aktu opery „Taras Bulba” Mykoły Lysenko, uznawanego za twórcę ukraińskiej opery narodowej. Scena, kiedy matka odprowadza syna na wojnę, w dzisiejszej rzeczywistości wybrzmiała szczególnie wymownie.

Gdyby ktoś zapytał, czy kudowska, niewielkich rozmiarów Muszla Koncertowa to dobre miejsce na wykłady i rozprawy, odpowiedziałabym – tak! A to okazało się całkiem przypadkowo, kiedy względy techniczne zmusiły organizatorów do zmiany miejsca wydarzenia. Całkiem zabawna to sytuacja, gdy erudycyjne wypowiedzi prof. dr. hab. Grzegorza Ziezuli i redaktora Grzegorza Chojnowskiego spotykają się z dźwiękami ciuchci Balbiny, a przypadkowy przechodzień z gofrem staje się nagle świadomym słuchaczem. Muszla Koncertowa miała jeszcze swoje pięć minut wieczorami, kiedy obejrzeć można było reportaże z poprzednich edycji Festiwalu moniuszkowskiego.

Affabre Concinui, fot. SowiWeb – Marketing w Podróży

W czwartek wysłuchałam dwóch koncertów, podczas których utwory Moniuszki zabrzmiały w rozrywkowym anturażu. Zespół Affabre Concinui występujący w Teatrze Zdrojowym pozostawił mnie z uczuciem jakiegoś niespełnienia. O ile przez minut kilka doceniałam miękkość łagodnej toni, dopracowanej niewątpliwie frazy, to z czasem zaczęłam tęsknić za krewkością, bystrością i pazurem, które zawsze otrzymywałam podczas koncertów „Affabrów”. Artykulacja u panów jak zwykle niezawodna, to niewątpliwie mocna strona zespołu, nitki kontrapunktyczne także niczego sobie! Ja jednak krwi trochę oczekiwałam i… nie doczekałam się. „Krakowiaczkowi” zabrakło kondycji, z pewnością nie zatańczyliby wartko… Były również „Prząśniczki” jak bombonierka, gdzie każda fraza to wymyślna czekoladka. Ta koncepcja nie przekonała mnie do końca. Może marudzę, bo przecież powinnam docenić pomysłowość owych fraz. Ostatecznie koncert Affabre Concinui obietnicę idealnego współbrzmienia spełnił. Stanowił też dla mnie pewną podróż sentymentalną, był miłym wspomnień kołysaniem.

Małgorzata Hutek, fot. SowiWeb – Marketing w Podróży

„Songbook of Moniuszko” Septetu Małgorzaty Hutek to propozycja brzmień jazzowych w czystej postaci. Projekt miał swą premierę w 2019 roku w Studiu Koncertowym Radia Łódź i zebrał bardzo pozytywne recenzje. W kudowskim Teatrze Pod Blachą zespół zabrzmiał bardzo smakowicie. Aranżacje moniuszkowskich utworów autorstwa Karola Makowskiego to kawał wytrawnego jazzu, gdzie logika fraz łączy się z nonszalancją, nie tracąc przy tym rysunku oryginalnych pieśni. Utwór „Znasz li ten kraj” w zaskakującej aurze harmonicznej brzmiał jak baśń o zaczarowanym ogrodzie. Improwizacje artystów nagradzałam gorącymi oklaskami, gdyż ich pomysły nierzadko wyprzedzały moją wyobraźnię. Wybornie słuchało się znakomitego pianisty Dominika Wani, który z finezją budował pełne napięcia kulminacje. Polubiłam boskie krzywizny puzonu trąbki i saksofonu (Karol Makowski, Cyprian Baszyński, Mateusz Śliwa). Lekko agresywne brzmienia moje ucho uznało za znak szczególny, pikantny dodatek. Małgorzata Hutek po raz kolejny zabłysnęła swą osobowością artystyczną. Wokalistka, choć w wysokiej ciąży, oryginalnie zarządzała „piaskowymi” w fakturze wokalizami, jej scat był błyskotliwy i inteligentny. Interpretacje utworów Moniuszki ujęły mnie nierzadko zaskakującymi zwrotami akcji. Koncert Septetu Małgorzaty Hutek to prawdziwa bomba kaloryczna!

Chór CONCORDIA WOLNA BIAŁORUŚ, fot. SowiWeb – Marketing w Podróży

Piątkowy popołudniowy koncert – występ Chóru CONCORDIA/Wolna Białoruś pod kierownictwem Galiny Kazimirovskajej obfitował w wiele wzruszeń. Dyrygentka przed każdym utworem przedstawiała publiczności kontekst powstania prezentowanego dzieła. Repertuar wyraźnie ułożył się w manifest wolności. Oprócz utworów rodzimych kompozytorów zespół wykonał pieśni Moniuszki po polsku i po białorusku.

Narodowy Chór Anżarii BATUMI, fot. SowiWeb – Marketing w Podróży

Wieczornym koncertem Narodowego Chóru Adżarii BATUMI publiczność była niebywale zachwycona. W wykonaniu Gruzinów usłyszeliśmy przede wszystkim tradycyjne pieśni, z X wieku. Były też utwory Moniuszki, stanowiące dla Gruzinów nie lada wyzwanie, oraz te rodzime, znane każdemu Polakowi. O barwnej historii zespołu okraszonej ciekawostkami opowiadał Maciej Kieres, który także akompaniował śpiewakom. Usłyszeliśmy głosy wielkie, o mocy płynącej z głębi samej natury. Teatr Pod Blachą drżał w posadach!

Sobotni koncert Wiedeńskiego Duetu Szklanych Harmonijek potrzebował ciszy, bowiem artyści Christa Schönfeldinger i Gerald Schönfeldinger grający na harmonice szklanej i werofonie celowo nie używają mikrofonów, by nie do puścić do zniekształcenia dźwięku. W istocie, brzmienie tych szklanych instrumentów ma w sobie coś mistycznego, szlachetnego i intymnego.

Artyści wyczarowali krainę łagodności, w której można było kontemplować dobrostan. Okazuje się jednak, że nie każdy utwór nadaje się do transkrypcji na te instrumenty. Wiesław Breneke, który poprowadził koncert, zdradził mi, że przedstawił artystom listę kilkunastu pieśni Moniuszki do opracowania. Okazało się, że tylko kilka z nich posiada szklany potencjał. Podobnie było z trzema utworami skomponowanymi przez Krzysztofa Pendereckiego specjalnie dla Państwa Schönfeldinger – tylko dwa nadawały się do wykonania i ich właśnie kudowska publiczność miała okazję posłuchać.

PODHALAŃCZYCY, fot. SowiWeb – Marketing w Podróży

W festiwalowym programie znalazły się również widowiska, które przyciągnęły tłumy widzów. Koncert promenadowy należał do Orkiestry Reprezentacyjnej Straży Granicznej PODHALAŃCZYCY. Zespół pokazał się spektakularnie – zielone peleryny, kapelusze z orlim piórem, spektakularnie też grał najpiękniejsze przeboje muzyki popularnej. Pojawił się również akcent moniuszkowski.

W sobotnie popołudnie Kudowa rozkwitła barwną rewią. Korowód moniuszkowski, który przeszedł głównymi ulicami miasta niezależnie od pogody, stanowi zawsze niebywałą atrakcję Festiwalu. Bo jak tu nie chcieć spotkać pana Moniuszki z żoną, podkomorzych, dostojnych arystokratów i ich modnych żon oraz czeskich Mażoretek, Podhalańczyków, a także gruzińskich solistów… Ten sztafaż to urokliwy akcent ludyczny, który budzi szczery uśmiech.
 

Widowisko finałowe Festiwalu należało do Tańczących Fontann. Przyjechały one z Krakowa, by wystrzelić kolorami Moniuszki. Na szczęście zapowiadany deszcz nie pojawił się, a wieczór był ciepły…
 

Finałem finałów była msza św. w intencji Moniuszki i jego dzieła, którą poprowadził o. Łukasz Miśko OP, prezes Fundacji Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego w Krakowie. Po mszy Schola Cantorum Minorum Chosoviensis dała ostatni festiwalowy koncert. Utwory z repertuaru wczesnej polifonii wokalnej, które publiczność miała okazję podziwiać, opracowywane są zwykle na podstawie własnych badań nad rękopisami średniowiecznymi. Do dziś w uszach mam surowe, piękne brzmienia dostojnych i świętych kwint, i kwart czystych.

Kompozycje Moniuszki spoczywają wciąż nieodkryte w czeluściach bibliotecznych, a lata mijają. Czy starczy dzieł, by obdzielić nimi kolejne sześćdziesiąt lat festiwalowych kawałków tortu…

Życzmy dyrektorowi moniuszkowskiego Festiwalu, by marzenia, które popłynęły ze sceny, przed kamerami i w radiu spełniły się!

PS. Swoją drogą, czemu Kudowa nie wypieka moniuszkowych tortów…

Autorka: Monika Jazownik

Data publikacji: 12.09.2022

Źródło: Portal Presto